"Wrzesień" - okładka książki. |
Melancholijno-smutne
Na gruzach wyśnionej i wymarzonej przez polako-katolików Polski, USA i Rosja w końcu wzięły się za łby. Zaborcy, którzy zgotowali nam (i słusznie) drugi pakt "Ribbentrop-Mołotow", stracili do siebie wszelkie sentymenty, kiedy poszło o bogactwa naturalne. Kraj, który znamy od małego został przez wszystkich zapomniany. Wśród wypalonych wraków czołgów i bojowych wozów piechoty - niemych świadków potyczek amerykańsko-rosyjskich grabarzy Polski - w lasach przekradają się chyłkiem stada kanibali. Nad te teatrum nadciąga powoli zima nuklearna. Pochmurne lato, deszczowa jesień, śnieżna i mroźna zima. Świat bez przyszłość, kraj bez znaczenia, ludzie których już nie ma.
To tylko koniec powieści Tomasza Pacyńskiego "Wrzesień" - smutnej, nie niosącej pocieszenia w tej naszej polskiej, ułańskiej fantazji. Dzięki fanatykom, którzy uważali, że bezkarnie można uprawiać swoje polityczne gierki straciliśmy swoje szanse. A wszystko przykryje biały i czysty śnieg.