Czy tematyka zombiacza może pachnieć świeżością? Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi może, mimo faktu, że dzisiejsza kultura masowa może być ograniczana tylko przez tzw. poprawność polityczną, i to tylko gdy się celuje w wielką kasę i masową publikę.
Dlatego wydaje mi się a wręcz tak uważam, że powiew świeżości może dodać połączenie zombiaków ze stylizacją retro oraz dodatkowo pchnięcie tego w czasy zimnowojennej paranoi z przełomu lat 40'ch i 50'ch.
Zombiak - jak wspomniałem we wpisie Zombie, jeszcze więcej zombie! - może być dobrym substytutem do kanalizowania ludzkich strachów i fobii.
Kiedy trwał "najgorętszy okres" Zimnej Wojny - czyli właśnie w okresie o jakim wspomniałem wyżej - pokazanie na ekranach amerykańskich kin komunistów odpalających atomówki, skończyło by się wezwaniem przed komisję McCarthy'ego i oskarżeniem filmowców o propagowanie komunizmu. No bo skoro oni nam odpalają to są lepsi od nas, a wy to jeszcze promujecie - chore i absurdalne myślenie polityków zawsze było, jest i będzie obecne, do tego starające się określić i uregulować każdą dziedzinę życia. Dlatego by oswoić widzów do realnych strachów Zimnej Wojny, straszono ich w kinie inwazją obcych, szalonymi naukowcami lub zmutowanymi robalami. Czas na rozrywane ciała, pożerane przez hordy nieumarłych/ożywonych/nie całkiem żywych przyszedł dopiero z hipisowską rewolucją wolnej miłości, gdy skończyło się sztywne udawanie radości i szczęścia w ramach czystych ubranek i radosnych buzi. To przecież w "roku miłości" czyli w 1968 weszła na ekrany "Noc żywych trupów" George'a Romero.
Kiedy trwał "najgorętszy okres" Zimnej Wojny - czyli właśnie w okresie o jakim wspomniałem wyżej - pokazanie na ekranach amerykańskich kin komunistów odpalających atomówki, skończyło by się wezwaniem przed komisję McCarthy'ego i oskarżeniem filmowców o propagowanie komunizmu. No bo skoro oni nam odpalają to są lepsi od nas, a wy to jeszcze promujecie - chore i absurdalne myślenie polityków zawsze było, jest i będzie obecne, do tego starające się określić i uregulować każdą dziedzinę życia. Dlatego by oswoić widzów do realnych strachów Zimnej Wojny, straszono ich w kinie inwazją obcych, szalonymi naukowcami lub zmutowanymi robalami. Czas na rozrywane ciała, pożerane przez hordy nieumarłych/ożywonych/nie całkiem żywych przyszedł dopiero z hipisowską rewolucją wolnej miłości, gdy skończyło się sztywne udawanie radości i szczęścia w ramach czystych ubranek i radosnych buzi. To przecież w "roku miłości" czyli w 1968 weszła na ekrany "Noc żywych trupów" George'a Romero.
A dzisiaj? Jest wiele możliwości - w tym technicznych oraz wiele powodów by widza zombiakami postraszyć, wprowadzić w zadumę no i oczywiście wyciągnąć od niego kasiorę. Można to zrobić za pomocą dobrego filmu "28 dni później", spieprzonego "28 tygodni później", holiłódzko sztucznego i wykalkulowanego "Jestem legendą", czy nawiązującego właśnie do konwencji retro - zimnowojennej "Fido". Z tym, że - aby było jeszcze bardziej pokręcono i świeżo - Zimna Wojna i strachy przed komunizmem, zostały zastąpione przez pojawienie się zombiaków, które opanowały sporą część świata. Czyli jak się chce to można.
W związku z tym można nakręcić też quasi poradnik jak dać sobie radę z zombiakami, gdy zaczną nachodzić nasze domostwa w okresie świątecznym. O to i on:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz