Zamknięty kiosk na osiedlu w Pruszczu Gdańskim. (fot. Squonk) |
Nie
mam odpowiednich stopni naukowych (a więc i wiedzy, choć to nie
zawsze idzie ze sobą w parze), by we właściwy sposób uzasadnić,
czy istnieje coś takiego jak nostalgia za latami 80-tymi. Ludzie,
których dzieciństwo lub wczesna młodość trwała w tym czasie,
dziś wchodzą w okres życiowej stabilizacji. Są więc
potencjalnymi konsumentami o dużej sile nabywczej, by dla nich rynek
kultury masowej przygotował coś odpowiedniego.
Ale
są też ludzie, i do takich zaliczył bym choćby siebie, którzy
nadal tkwią w tamtym okresie. Tacy, dla których lata 90-te były
tylko kulturową kakofonia techno oraz syntetycznych dragów, zaś
czasy późniejsze już tylko odgrzewaniem tego co było wcześniej.
Za to lata 80-te, mimo swoich mankamentów, były WŁAŚNIE TYM, więc
warto do tego z miłym sentymentem wracać.
Nie
chce się tu jednak rozwodzić o dobrodziejstwach cyfrowo
odświeżonych filmów dostępnych na dyskach BluRay, czy o serialach
na serwisach streamingowych lub muzyce synthwave, mile trącających
nutkę nostalgii za tym co było. Ma tu być o tym czego właśnie
już nie ma, a jest już tylko po. W końcu tu o postapokalipsę
chodzi!
Kioski…
Z
roku na rok jest ich coraz mniej w naszym otoczeniu. W klasycznej
postaci "pani zamkniętej w środku budki", spotykane są
jeszcze przy ciągach komunikacyjnych, wokół dworców czy galerii
handlowych. Na osiedlach zaś zamieniane są w otwarte punkty z
prasą, w których można kupić napoje czy puścić kupon totolotka.
Co jest więc nie tak? A no właśnie, sentyment.
Czym
bowiem były kioski w drugiej połowie lat 80-ch?
Centrami
kultury, oknem na świat, miejscem kontaktu z barwnym i kolorowym
światem Zachodu, którego rąbek udało się podejrzeć podczas
seansu w kinie, na filmie z gatunku "Kina Nowej Przygody".
Tu
taka dygresja. Dzięki dostępowi do platformy streamingowej HBO Go,
obejrzałem sobie film Lato 1984 z 2018 roku. Z pozoru, a
więc opisu, czysta esencja nostalgii za latami 80-tymi. Grupa
nastolatków podejrzewa miejscowego policjanta, o to że może być
on seryjnym mordercą. Dzieciaki zaczynają śledztwo, które
przyniesie zaskakujący efekt. Brzmi ciekawie? Czuć już te
sympatyczne mrowienie powrotu do czasów, kiedy było fajnie i miło?
Odpowiem pytaniem: jak wspominany
byłby dziś film Powrót do przyszłości (1985) - a
więc eternal klasyk z tamtego okresu - gdyby jego bohater, Marty
McFly (Michael J. Fox), rzucał z ekranu bon moty np. o tym co by
przyjemnego zrobił językiem swojej dziewczynie, jak już wróci do
czasów teraźniejszych. Lub też udzielił lekcji swojemu ojcu w
przyszłości, dotyczącej ostrego acz udanego seksu, ze swoją matką
również w przyszłości. A takie bowiem grepsy rzucają nastolatki
w filmie Lato 1984, gdy nie skupiają się na kwestiach
lokalnych zaginięć i związanych z nimi morderstw. Bowiem owa
nostalgia za latami 80-tymi opiera się też na tym, że nie była
ona nasiąknięta abominacyjną seksualizacją życia, jaka ma
miejsce teraz. Gołe piersi Katarzyny Figury można było obejrzeć
sobie w jednym z wielu magazynów - a jakże o kulturze - jeśli
udało się go zdobyć w kiosku, bo życzliwa pani kioskarka włożyła
go do teczki. Pornole z Ciccioliną dostępne były na kasetach VHS,
pod warunkiem że ktoś miał w domu sprzęt wideo kupiony za dolary
w Pewexie, jaki samą kasetę. A mimo to nikt nie chodził w
aureolach świętoszka, nastolatkom buzowały hormony jak to bywa w
tym wieku, a życie toczyło się swoim torem.
Kulturowa
rola kiosków zaczęła opadać gdzieś w końcówce lat 90-ch, gdy
na ich witrynach zaczęła się pojawiać kolorowa pornografia,
mająca w zamierzeniu przyciągać wzrok "spragnionych"
osób. Lada chwila miał się pojawić szybki, szerokopasmowy i
ogólnodostępny Internet, który miał wprowadzić szereg zmian w
odbiorze kultury (w tym i porno). Jednak w latach 80-ch, podchodząc
do szyby kiosku, można było się poczuć jak odkrywca niezbadanych
lądów. Dobrze wyposażone w różnorodne periodyki były wyposażone
zwłaszcza kioski na dworcach, gdzie poza prasą można było nabyć
książki w tzw. formacie podróżniczym, a nawet komiksy. Ludzie
czytali, bo i nie mieli za bardzo co do wyboru w zakresie rozrywki,
to zawsze trzeba było liczyć na łut szczęścia by nabyć co
lepsze kąski z prasowego rynku. Bowiem priorytet w dostępie do
papieru i ponadmiarowego nakładu miara propagandowa prasa
partyjno-rządowa, natomiast ograniczony ta związana z czystą
kulturą i rozrywką. A mimo to udawało się zdobyć czasopisma,
które wnosiły w świat dziecka (czy młodego młodzieńca) powiew
ciekawego świata.
To
wszystko dawały kioski, których dziś już prawie nie ma. A to co
jest nie do końca buduje, nie zawsze inspiruje, ma znikomą wartość
dodaną. Została tylko już nostalgia. No i pociąg trójmiejskiej
Szybkiej Kolei Miejskiej, reklamujący serwis Netflix i serial Stranger things.
Można
i tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz