Dlaczego warto
kupować wydawnictwa muzyczne na fizycznym nośniku?
Znów pytanie z
góry założoną tezą, która może zniechęcić do dalszego
czytania niniejszego tekstu. No ale skoro teza ma tu być
udowodniona, to czemu krygować się jak niewinne dziewczę i udawać
że się czegoś nie chce, a tak naprawdę chce?
Zacznijmy od tego
że tak gdzieś od 10-15 lat rynek muzyczny radykalnie zaczął się zmieniać. Dystrybucja fizycznych nośników dźwięku zaczęła
powoli spadać na rzecz cyfrowego zapisu w plikach. Skorelowało się
to z opracowaniem lepszych formatów stratnej kompresji,
rozszerzającym się dostępem do szybkiego internetu oraz
pojawieniem się na rynku wydajnych, energooszczędnych
wielordzeniowych mikroprocesorów. W rezultacie multimedialnym
kombajnem mógł być mały telefon/smartfon czy tablet zamiast
huczącego od pracujących wentylatorów pudła komputera. Należy do
tego dodać pojawienie się serwisów streamingowych z obrazem ale
też i tylko dźwiękiem, i jesteśmy w dzisiejszych czasach.
Co więc w tym
wszystkim było (i w sumie nadal jest) nie tak?
Trzeba by się
cofnąć do początku lat 80-ch. ubiegłego wieku, gdy cyfrowa
technologia przetwarzania informacji zaczyna wchodzić pod strzechy.
Celebrowanie wydawanej muzyki na dużej płycie gramofonowej, zostaje
"skompresowane" do małego, 12 centymetrowego srebrnego
krążka. Można by długo dyskutować czy parametry próbkowania
dźwięku 16 bit/44 kHz w pełni oddawały to jak brzmiał on
naprawdę. Człowiek słyszy bowiem nie tylko samym uchem i nie tylko
dźwięki które zwyczajowo mówiąc słychać. Stąd też tu'polew z
audiofilów nie do końca jest wskazany.
Tak jak idee
socjalizmu/komunizmu były dobre tylko źle je rozumiano i
wprowadzono (za każdym fuckin' razem), tak i na obrazie poręcznej
płyty kompaktowej musiały się pojawić rysy. Przyczyniło się do
tego chęć lepszej prezentacji muzycznych nagrań w radiu. Lepszej
czyli nie że ma chodzić o dobrze napisaną i wyprodukowana muzykę.
To ma "lepiej" brzmieć! Czyli głośno, hałaśliwe, bez
dynamicznych niuansów, sformatowane to 2-3 minutowej papki między
którą można wcisnąć reklamy. Cyfrowa technika nagrań,
realizacji oraz dystrybucji dźwięku, która miała wszystko
wszystkim ułatwić, ostatecznie przyniosła wypaczenie w postaci
"loudness war".
Również gdy
chodzi o muzykę w cyfrowo-plikowej wersji nie było dobrze.
Pojawienie się mobilnego sprzętu sprawiło że jeszcze bardziej
można było wyjść z muzyką na zewnątrz. Zamiast worka z kasetami
wystarczyła mała kostka, na którą można było zapisać kolekcję
własnej muzyki.
Gdzie nastąpiło
"złe zrozumienie" i pojawienie się wypaczeń?
Tym razem było to
ograniczenie pojemność odtwarzaczy "empetrójek", które
wymusiło konieczność użycia optymalnych ustawień kompresji
dźwięku. A to w połączeniu z mało precyzyjnymi kodekami, dało
efekt w postaci metalicznego brzmienia utworów. Czyli z deszczu pod
rynnę jeśli zostanie to odniesione do "brzmienia jak zza
grobu" analogowej kasety magnetofonowej.
Nadmienić by tu
jeszcze można jedną aberrację, coś jak taki trockizm wręcz jeśli
chce się zastosować porównanie społeczne. Czyli umieszczanie
cyfrowo nagranej oraz zrealizowanej muzyki na analogowo odtwarzanych
płytach gramofonowych, która niby przechodzi swój renesans. A
dlaczego przechodzi? No bo jak socjalizm/komunizm bohatersko walczył
z problemami jakie sam stworzył, tak i płyta gramofonowa miała się
okazać ratunkiem dla źle skompresowanych utworów muzycznych w
plikach. Owszem, należy tu wspomnieć o formatach kompresji
bezstratnej jak FLAC. Jednak po pierwsze to jest nadal coś dla
prawdziwych smakoszy, a po drugie ogon Schronka okazuje się być z
tyłu gdyż na co komu dobra jakość muzyki jeśli ma być ona
słuchana na małych słuchawkach? Ale można stworzyć nową modę
na "lepsze brzmienie analoga" i kosić z kasy frajerów.
Nie mówię tu oczywiście o wznowieniach pierwszych wydań płyt
gramofonowych, tłoczonych z oryginalnych matryc. Muzyka nagrana i
zrealizowana analogowo, a do tego odtworzona z czarnej płyty może
być dziś faktycznie nową jakością. Zwłaszcza jeśli płyta jak
i adapter będą takiej jakości, że nie będzie nic się za szybko
ścierać i trzeszczeć.
Co natomiast
zostaje w zamian tym, którzy nie chcą się bawić w jakieś
fałszywe innowacje? Poszukiwanie wydań zmiksowanych w jakości
DVD-Audio w systemie dźwięku 5.1 lub Super Audio CD. I tu
dochodzimy też do sedna postawionej na początku tezy. Nie trzeba
udawać mnicha, bo o tak w to nikt nie uwierzy. Każdemu bowiem
zdarzyło się "ściągnąć" muzykę z internetu. I to nie
tylko dlatego że absurdy muzycznego rynku jakie jeszcze kilkanaście
lat temu parę lat temu istniały, windowały do niebotycznych
rozmiarów ceny płyt zarówno tych lansowanych w mediach, jak i tych
o których słyszeli tylko smakosze (np. albumy Rush). Rewolucyjny
walec relatywnie tanich w dostępie muzycznych serwisów
streamingowych takiej polityce powiedział "no pasaran".
Jednak człowiek
jak coś ma to chce to mieć. Bowiem cała celebra ze słuchaniem
muzyki z płyt gramofonowych wynikała z faktu rozłożenia okładki,
wyjęcia płyty i delektowania się dużymi ilustracjami oraz
oczywiście muzyką. Małe pudełko z płytą kompaktową tego już
nie dawało, chyba że się się kupiło wydanie w wersji box. No a
co można sobie "pomiziać" mając wykupiony abonament w
serwisie, który oferuje nawet jakoś streamingu w wersji
bezstratnej?
I tu pojawia się
ów w/w wyżej rynek muzyczny, który może nie tyle że poszedł po
rozum do głowy ile doszedł do wniosku że zalegające półki
magazynów nośniki to nie kawa, którą nie da się palić w piecach
byle tylko nie rzucić jej na rynek i sprawić obniżenie cen
(kapitalizm taki fajny!). Można więc, podczas buszowania po
sklepach RTV-AGD, w dziale z muzyką spotkać półki pełne płyt CD
mających rozsądną cenę. To znaczy jaką - ktoś spyta? Od 50, a
właściwie 49,99 zł w dół. Dokonując zakupu takiego nośnika,
zwłaszcza gdy jego cena jest sporo niższa od wspomnianej kwoty,
nawet jak już ma to się na ta "spotifaju" czy "tajdalu",
będzie symbolicznym aktem okazania szacunku twórcy. Nawet jeśli
faktycznie z tej całej kwoty jaką taka płyta kosztowała, do jego
kieszeni trafi parę złotych.
No i rzecz w sumie
najważniejsza. Z czego będziemy słuchać muzyki jak spadną bomby
atomowe i już nie będzie internetów? Kompakt dyska da się
odtworzyć nawet na starawym, komputerowym czytniku płyt. I owszem,
o płyty trzeba dbać. O serwis typu Spotify za bardzo dbać już nie
możemy. A skoro już kwestie materialistyczne były wyżej
poruszane, to warto wiedzieć że jak półka książek robi z
człowieka inteligenta, to znajdująca się obok półka z albumami
zrobi z człowieka... Hmm... Osłuchanego inteligenta!
I tego się należy
trzymać 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz