poniedziałek, 30 grudnia 2024

Coś się kończy, nic nie zaczyna - kioski (uzupełnienie)

Był kiosk i nie ma (zdjecie z sierpnia 2023 r.)

Gdy zacząłem pisać te słowa był poniedziałek 23 grudnia. Gdy wrzucam tekst do publikacji, jest również poniedziałek, ale 30 grudnia. Za oknem pochmurnie - i wtedy i dzisiaj - choć na szczęście nie jest to tzw. polarny dzień. Czyli typowy, gdy niebo spowija gęsta zasłona, przez którą przebija się szaroniebieskie światło, dając efekt pobytu gdzieś pod kołem podbiegunowym.

Nie pamiętam czy taka szarówa była, dajmy na to 30 lat temu, o tej porze roku. Śniegu raczej w sumie też chyba wtedy nie było, bo ten za to - jak dobrze pamiętam - lubił bywać w grudniu w latach 80. Haaa! Globalne ocipenie i takie tam to fakt, powiecie - ale nie o to chodzi. Bowiem nawet jeśli w tamtym czasie były jakieś ciągnące się dni szarówy, to były też takie miejsca jak kioski, które swoją zawartością ubarwiały życie młodszej, jak i starszej młodzieży.

Tak!!! 

W latach 80. były one źródłem kultury blisko naszych domów, gdzie można było nabyć zarówno takie czasopisma jak "Młody Technik" (okno na świat nauki i techniki), ale także "Świat Młodych" czy "Płomyczek", w którym jako mały dzieciak przeczytałem opowiadanie o dwóch chłopcach gdzieś w Australii, po wojnie atomowej komunikujących się ze sobą za pomocą łączności na falach krótkich. 

Lata 90. to regres klasycznej polskiej prasy dla dzieci i młodzieży, be te zajęły polskie wersje kolorowych czasopism z Zachodu, przede wszystkim "Bravo" i "Popcorn". Kto jednak lubił i czuł klimat (ja nie), to mógł nabywać - wydawane w coraz lepszej jakości - czasopisma dotyczące gier komputerowych, do których z czasem zaczęto dodawać płyty z pełnymi wersjami gier. Do tego w kioskach można było także nabyć filmy na płytach DVD, sprzedawane jako książka co by niższy VAT był (i cena).

Źle więc nie było, nawet mnie zdarzyło się kupić kilkanaście lat temu parę razy "Gazetę Wyborczą", z kolekcją filmów czy gier. Baa! Nawet książki samego Stanisława Lema były sprzedawane w kioskowej dystrybucji. Regres papierowej prasy zaczyna się gdzieś w okolicach 2010-2011 roku, a same kioski już nawet na odcinku pornografii nie wiodą prymu, bo rolę "świerszczyków" i filmów na DVD jak najbardziej przejął Internet.

I choć klasycznych kioskowych budek z roku na rok coraz więcej ubywa, to nadal w miastach są choćby punkty prasowe Ruchu czy Kolportera, gdzie owa prasa jest. Do tego w większych marketach zawsze można znaleźć tzw. salonik prasowy, gdzie poza papierosami, mydłem czy innym powidłem, owa prasa się znajdzie. Sam, w jednym w takich miejsc kupuje poza magazynami o technice wojskowej, kolekcję komiksów z przygodami Thorgala.

Miejsce gdzie kryły się tajemnice...

No i tak dochodzimy do ostatnich lat (rok 2018), gdy sieć dystrybucji prasy, mydła, widła i powidła (często bardzo potrzebnego) czyli Ruch, trafił we wspólne ręce państwowych gigantów jak PKN Orlen i PZU. O koncepcjach na rozwój tej pierwszej firmy, z czasów prezesowania jej przez "Daniel wszytko może Obajtek", rozwijać się nie będę. Faktem jednak jest to, że próba reanimowania Ruchu jako firmy zajmującej się szeroką dystrybucją prasy nie powiodła się. A po wyborach parlamentarnych rozpoczął się proces jej "zwijania", związany m. in. z likwidacją wszystkich kiosków tego przedsiębiorstwa. 

I tak 20 grudnia br. (piątek) pojawiła się informacja, że został zlikwidowany ostatni kiosk Ruchu, mieszczący się na warszawskim Żeraniu, w siedzibie zresztą tejże firmy.

Haaa!

Cóż rzec, by nie było to dziadersko-boomerskie jęczenie i płakusing? Sam przecież wyżej napisałem, że nadal są miejsca, gdzie jest sprzedawana prasa, czasopisma, mydło, widło i powidło. Nawet jeśli połowa przestrzeni użytkowej zajmowana jest przez regały z winem (tak, w Pruszczu Gdańskim jest taki tzw. salonik prasowy 😂). 

Właśnie w trwającym teraz Świąt Bożego Narodzenia - acz na parę dni przed - gdy z pracy wracałem do domu patrząc na puste miejsce po osiedlowym kiosku naszła mnie taka myśl, którą umocniło spacero/patrol po mieście w pierwszy dzień świąt. Otóż zacząłem sobie rozkminiać, że w owe "kiedyś to było" kioski były takim miejscem, gdzie ktoś czuwał, trwał jak na wzgórzach sygnałowych Gondoru. Środek osiedla, ciąg komunikacyjny przy dworcu (a nawet sam dworzec kolejowy czy autobusowy), główna arteria miasta. I zamknięta w środku stalowej budki osoba, wbrew pozorom dobrze widzącą co się dzieje w jej otoczeniu. To były miejsca lokalnej integracji społecznej, punkty nabywania śroków pierwszej potrzeby. 

Centra dystrybucji dóbr kultury...

...bo choć to była "nowsza" wersja kiosku, niż ta w latach 80. to skarby i tajemnice on w sobie miał!

Pomijając nawet aspekt sentymentu, zwłaszcza "ejtisowego", to takich miejsc nie zastąpią zarówno Żabki jak i saloniki prasowe, a tym bardziej wystawki z prasą i czasopismami, mieszczące się w centrach handlowych. Zresztą na tych wystawkach czasem więcej jest "gazetek" z zestawami Lego czy innymi "pokemonami", niż czegoś faktycznie do czytania. Internet i różne kryzysy na rynku wydawniczym wykończyły tradycyjne, papierowe media. Zaś te wysokospecjalistyczne, które się ostały, są dostępne w naprawdę nielicznych miejscach, tam gdzie będzie potencjalny klient. Czyli w galeriach, parkach handlowych, bądź w większych marketach.

Szkoda, nieszkoda - w sumie ciężko określić to takim mianem. Jeśli już, to cenię sobie ów nawis wspomnień, podbudowany wyobraźnią. Tych wypraw do osiedlowego kiosku po "Wieczór Wybrzeża" czy "Świat Młodych", gdzie na ostatniej stronie znajdował się komiks. Te poczucie niemocy małego dziecka gdy widziałem, że ktoś odbierał "schowane w teczkę" kolorowe magazyny, a ja musiałem udać się do następnego kiosku, w nadziei że tam zdobędę co chcę (głownie był to "Młody Technik").

Wyzwania od małego, konieczność zdobywania podstawowych (kulturowych) dóbr. Każdy kto przeszedł taką szkołę, będzie postapo! 🤠

Źródła:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_(przedsi%C4%99biorstwo)

https://www.press.pl/tresc/85187,ostatni-kiosk-ruchu-zlikwidowany_-zlokalizowany-byl-na-warszawskim-Zeraniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz